Piosenka

Refren.

Przechodzę przez backstage, ale nie ma nic do zrobienia, idę na Fennesza. Sporo ludzi, staję chwilę pod namiotem eksperymentalnym, ale nie widzę nawet wykonawcy, czuję się, jakbym empetrójki słuchał, albo bootlega, co nie jest tym, na to będzie czas jeszcze. Wchodzę. Fennesz kojarzył mi się z ambientowymi, lekkimi brzmieniami, tu jest nisko, mocno, drone’owo. Hipnotyczny strasznie występ, ludzie stoją jak oniemiali, nie ruszając się ani o krok, chyba że z poirytowanymi minami wychodzą, część osób przy co cięższych dźwiękach zatyka uszy dłońmi. Cały efekt wspomagany jest przez to, że eksperymentalna jest jedyną sceną, która ma drewnianą podłogę – trzęsie się i wibruje razem z twoimi wnętrznościami. Koncert odbywa się w ramach akcji „Inspired By Chopin”, w której awangardowi artyści tworzą muzykę opartą o muzykę Fryderyka. Nie zauważam na Fenneszu nic takiego, chociaż później wydaje mi się, że jest to ten jeden miękki, zloopowany sampel, który później dopełniają trzaski, skrzypy i piski. Ja sam stoję z lekko otwartymi ustami, zauważając, że ruszam się leciutko w prawo i w lewo po kilku minutach.

Ledwie parę minut posłuchaliśmy Fennesza. Trochę za długo koncentrował się na pojedynczych dźwiękach jak na mój gust.

Chwila przerwy.

Omija mnie wtedy koncert Art Brut. Jeden z lepszych podobno.

Pola, 20, wstydzi się przyznać, który raz na OFFie:
Zaczęli od Formed A Band, dalsza kolejność ginie w oparach niepamięci: My Little Brother, DC Comics and Chocolate Milkshakes, Good Weekend, kapitalne Modern Art, podczas którego Eddie wybrał się na przechadzkę wśród publiczności, opowiadając o swojej rzekomej wizycie w muzeum Van Gogha (I paid thirteen euros to get in!), gdzie w piwnicy (down down down guys) miał odkryć obraz przedstawiający nas na
OFF Festivalu i zapragnął nań pojechać. W takim razie możemy chyba podziękować Vincentowi, bo koncert był świetny. Zespół we wspaniałej formie (przewód od mikrofonu jako skakanka? Czemu nie!) plus dobry kontakt z publicznością równa się przednia zabawa. Po wypłynięciu lidera z tłumu (i jego uroczej przebieżce z powrotem na scenę od tyłu, bo od frontu nie dał już rady się wdrapać) nastąpiło… Summer Job? Chyba było. Post Soothing Out? Teraz już nie wiem, czy było, czy tylko bym chciała, żeby było. Rusted Guns of Milan, Bad Weekend, The Passenger oraz na sam koniec z utęsknieniem wyczekiwane Emily Kane – to na pewno. Tak czy owak, było dobrze, chcemy więcej, i oby nowy album obył się bez gówien w rodzaju Slap Dash For No Cash.

Krzysiek: Wokalista Art Brut to Showman przez duże S. W połowie koncertu zeskoczył ze sceny i rzucił się ludziom na ręce, a gdy go tak nosili, opowiadał jajcarską historyjkę o muzeum Van Gogha w Amsterdamie.

3 myśli w temacie “Piosenka

  1. omena

    ufff wytrwałam :)”Przy okazji pozdrowić serdecznie chciałem fotografów, którzy wpierdalają się w tłum, chcąc zrobić jak najlepsze zdjęcie, nie patrząc na nic prócz swojego aparatu za ileśtam tysięcy z obiektywem za ileśtam tysięcy, które chronią jakby sami je urodzili.” musiałam to zacytować:P świetnie to ująłeś, dodam tylko że zachowują się jakby byli najważniejszymi osobami na tego typu imprezach!
    udany off, widzimy się za rok 😛 czus

    Polubienie

  2. sara

    Fantastyczna relacja! Dzięki! A sam Off dziwnym festiwalem jest. Tak szczerze, to chyba najgorzej zorganizowany fest w PL, na jakim byłam (a trochę ich było), a jednocześnie muzycznie jeden z najciekawszych – mimo że broniący się raczej różnorodnością „dobrych” koncertów niż takimi, przy których szczeny opadają. Trochę wszystkiego za dużo, koncerty za krótkie, ja wiem, że teraz się gra krótko, ale no żeby tylko parę największych gwiazd mogło pograć tę godzinę albo (ciut!) dłużej? Niemniej prawie na pewno wpadnę za rok, chyba że będzie kasa na jakiś zagraniczny festiwal o podobnym profilu, a bez tych wpadek organizacyjnych i z lepszym klimatem. Być może do zobaczenia! 🙂

    Polubienie

  3. Spence

    @omena – dobrzy są też widzowie walący zdjęcia z fleszem na przygaszonej sali koncertowej.

    @sara – nie mam porównania, bo nie byłem na żadnym festiwalu jako nie-wolontariusz, a od tej strony jest mniej lub bardziej wielki chaos. „trochę wszystkiego za dużo” -> miałem to samo, przeładowanie bodźcami zupełne.
    pod względem długości koncertów ciekawy jest właśnie trwający katowicki Tauron Nowa Muzyka (możliwe, że będzie „relacja” na kasecie, więc bez wnikania w szczegóły), gdzie bisy są na porządku dziennym, a jeden z setów dj-skich przedłużył się dzisiaj o dobre ponad godzinę. Off jest ułożony, od linijeczki tkwi w line-upie, nie ma miejsca na odchyły.

    dzięki za komentarz. Sija za rok D:

    Polubienie

Dodaj komentarz